19 cze 2016

Od. Blused'a

Spacerowałem sobie powoli opuszczoną uliczką.Czułem zapach krwi,lecz nie wiedziałem do kogo ona należy.Na budynkach siedziały stada czarnych kruków,które ewidentnie obserwowały moje zachowanie.Zawarczałem na nie,irytowało mnie już to dziadostwo.Brak reakcji.Wskoczyłem na kosz od śmieci,charakterystyczny dla ponurych terenów po czym wybiłem się na murek,chwila spaceru,skok i byłem na dachu.Przegoniłem całe to taratajstwo po czym tak jak szybko wlazłem tak też zlałem z budynku.Głucha cisza.Sam nie wiedziałem dokąd idę,po prostu szedłem tak sobie.Dostałem niewielkim kamieniem w tył głowy,do moich uszu doszło ciche wołanie.Odwróciłem się i ze zadziwioną miną podlazłem pod kosz,teraz zauważyłem,że za nim stoi mój "przyjaciel" Nyker z dawnych lat.Sukinsyn.
-Stary przyjacielu,kopę lat.-Wymamrotał po czym rzucił mi się na szyję w uścisku.
-Czego chcesz parszywy gnojku.-Uścisnąłem go chłodno.Zagadka pachnącej krwi się wyjaśniła,Nyker miał rozwaloną całą przednią łapę.
-Wiem,że nie słyniesz z empatii,ale,może pomógłbyś mi uciec przed naszym,Twoim byłym szefem?-Spytał lekko zaniepokojony tym,że dalej go uściskam.
-Co odjebałeś?-Wyszeptałem mu do ucha,chciałem wiedzieć za co go gonią.
-Pamiętasz tamtą waderę-Tak-Wtrąciłem się.-...No to tak jakby ją zabiłem.-Dodał po chwili basior.
-Nie lubiłem suki,ale wiesz co?-Zacząłem wbijać powoli pazury w grzbiet znajomego który rzucił mi pytający wyraz pyska.
-Ciebie nie lubiłem bardziej.-W tym samym momencie kolega wgryzły mi się w ramię i zaczął spierdalać.Rzuciłem się w pogoń oblizując wargi,wiedziałem,że go rozszarpię.Wybiegłem z uliczki po czym wbiegłem w drugą.Kruki latały koło mnie kracząc.
-Nyker were are you?-Zakpiłem uśmiechając się szeroko pod nosem,miałem jego zapach na szponach,złapanie tropu było kwestią czasu,zresztą z rozwaloną łapą daleko by nie uciekł.Na ziemię z cichym łoskotem upadła doniczka,spojrzałem w górę a tam,mój przyjaciel skacze po balkonach.No nieźle nie doceniłem go.Wybiegłem z uliczki ponownie,zacząłem biec po schodach na górę budynku.W końcu dotarłem.
-A co ty stary?W magika chcesz się bawić?-Zażartowałem spoglądając na to jak nieumiejętnie basior próbował skoczyć z balkonu.Rzuciłem się na niego zlatując z nim razem,w locie wgryzłem się w jego tchawicę,wlazłem mu na grzbiet tak,aby cała siła uderzenia skupiła się na nim.A jednak odwrócił łeb w moją stronę i zaczął się szarpać mocną raniąc mi łapę,jeszcze chwila i po nas.Do głowy przyszedł mi pewien pomysł.Na mój pysk wlazł ogromny uśmiech,odbiłem się od korpusu kolegi i przednimi łapami w locie złapałem przednie kraty jednego z balkonów.
-Hihiihahahah idiota!-Krzyknąłem patrząc na łzy w jego oczach.Głośny krzyk,bum i po sprawie.Zdrapałem się z bloku i złapałem w zęby skórę z karku zmarłego wlekąc go nad rzekę.Wrzuciłem go do szybkiego nurtu oblizując kły.Westchnąłem głośno po czym się odwróciłem,całej tej akcji przyglądał się wilk.
-Co ty do cholery..?-Przerwałem mu.-Topiłem marzannę a co nie można?-Spytałem przyglądając się wilkowi.Nie wiedziałem czy to basior czy wadera,ponieważ świecące słońce przysłaniało mi widok.
<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Odciśnij łapę i pozostaw swój ślad!